Ostatnie trzy dni pobytu na Langkawi upłynęły pod znakiem kapryśnej pogody. Nie było sensu wynajmować skutera i jeździć po wyspie, więc spacerowałam sobie z parasolem po miasteczku, zjadałam pyszne owoce, trochę na zapas, ciesząc się, że jeszcze przez jakiś czas będzie mi dane ich próbować, a wkrótce ustąpią miejsca jabłkom, gruszkom, śliwkom… Zaglądałam do okolicznych sklepów, robiłam zakupy, kolekcjonowałam upominki dla najbliższych.
Poznałam miłego Hindusa prowadzącego sklepy z indyjskimi upominkami, u którego nabyłam jedwabny krawat w słonie – dla mojego taty :). Przegadaliśmy godzinę w jego sklepie, a potem poszliśmy zjeść razem obiad.
W środę dotarłam do Kuala Lumpur. Wyjęłam statyw z plecaka i popędziłam zrobić nocne zdjęcia.
Kuala Lumpur to końcówka mojej przygody z malezyjską kuchnią. Bah Kut Teh, mnóstwo smakołyków w chińskiej i indyjskiej dzielnicy, szczypta kuchni arabskiej. Lubię te smaki, choć nadal nic nie przebija kuchni tajskiej, kambodżańskiej i wietnamskiej oraz pyszności na Tajwanie.
Longkong to kolejny owoc egzotyczny, którego jeszcze nie znałam. W Malezji po raz pierwszy zobaczyłam też inne, nieznane mi dotąd, odmiany duriana i rambutana.
Miasto jest bezpieczne i czyste, choć część budynków trochę zaniedbana. Niestety, również tutaj, nawet pomimo optymizmu, kolorystyki i słońca, na światło dzienne wychodzi nieszczęście i bieda.
Chcąc się poczuć odrobinę jak w Indiach, można wybrać się do Little India. W przeciwieństwie do Małych Indii, które zwiedzałyśmy z Agatą w Singapurze, tutaj mały biznes koncentruje się na sprzedaży tkanin i jedzenia.
Akurat w piątek wybrałam się obejrzeć najpopularniejszy w Kuala Lumpur meczet, Masjid Jamek. Akurat w piątki meczety są zamknięte ;). Dotarłam też do znanego i pięknego budynku sułtana Abdula Samada, niestety dość mocno i nadmiernie udekorowanego w związku z organizowanymi kilka dni wcześniej uroczystościami związanymi z niepodległością Malezji.
W sobotę wyruszyłam na Malediwy. W Male, stolicy, oczekiwanie na prom umilił mi kierownik terminalu, zapraszając do skorzystania z wolnego biurka w jego gabinecie i zabierając na kawę z mlekiem tuż przed odpłynięciem mojego promu.
Na Malediwach spędzę najbliższy tydzień, a potem jeszcze tylko wizyta na Sri Lance i… wracam. Stęskniłam się. Piszcie jaka pogoda w kraju i co mam przywieźć ze sobą ;).