Nigdy nie jadłam pizzy w swoje urodziny, nigdy nie skakałam z samolotu ze spadochronem i nigdy nie kąpałam się nago w jeziorze, w blasku księżyca. Rok temu, kończąc 31 lat i pisząc o zaletach bycia kobietą po trzydziestce nie przypuszczałam, że dziś będę siedzieć w fotelu, w pokoju z oknem z widokiem na panoramę CBD w Sydney, planując kolejne etapy zwiedzania miasta, wyprawę do Melbourne oraz wycieczkę objazdową z Port Douglas do Brisbane.
W teorii chaosu istnieje pojęcie „efektu motyla”, którego trzepot skrzydeł w jednym miejscu na ziemi może wywołać tornado w innym, oddalonym o tysiące kilometrów. Czasami jedna, przypadkowa wymiana spojrzeń może sprawić, że zmienia się całe nasze życie. Czasem spotykamy jedyną i ukochaną osobę, która będzie naszym towarzyszem do końca naszych dni, innym razem los kieruje nas na swe ścieżki w pojedynkę.
Byłam już kelnerką, pokojówką, pracownikiem na roli, sekretarką, telemarketerką, pracownikiem marketingu, menedżerem i PR-owcem. Pamiętam do dziś ten moment, w którym zabrakło mi wiary w siebie i odwagi, żeby wbrew całemu światu pojechać do USA na program work and travel. Pamiętam decyzję, żeby po ukończeniu studiów pojechać w pojedynkę na wakacje do Turcji i snute kilka lat później marzenia o wyjazdach do USA, Egiptu czy na Kubę, nigdy niezrealizowane, wiecznie odkładane z różnych, często niezależnych ode mnie powodów.
Od kilku miesięcy jestem sama, ale nigdy samotna. Mam grono najlepszych przyjaciół i sprawdzonych znajomych oraz rodzinę – na nich wszystkich zawsze mogę liczyć. Trochę się pozmieniało w moim życiu i na własne życzenie nie jestem już wzorową panią domu. Moja kuchnia zyskała wolność, dowolność, fantazję i… pazur.
„Rzuć wszystko i poleć do Australii. Nowy Jork poczeka do przyszłego roku.”
Sprawdziłam stan konta, zrealizowane przelewy, oczekujące zlecenia. Kupiłam bilet, a dwa miesiące później wyruszyłam w podróż mojego życia. Tę, od której zacznie się wszystko, co najlepsze, bo na nowo zaczynam się w niej JA. Jedną z lepszych pizz, jakich kiedykolwiek próbowałam, już dziś zjadłam. Skok ze spadochronem jest w trakcie planowania, a na jezioro z blaskiem księżyca jeszcze spokojnie poczekam.
Piękny wpis, prawie się wzruszyłem, chociaż zazwyczaj tego nie robię. Dorotko, życzę Tobie spełnienia tych wszystkich planów i marzeń, samych ciekawych dni i… choć może zabrzmi to dziwnie – wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia! Tak trzymać! Przede wszystkim… Pozytywnie:)
Pozytywnie 🙂
Szczerze gratuluję i życzę wszystkiego najlepszego! 🙂
Wszystkiego naj! życzy kobieta 31-letnia:)
Jak ładnie napisane. Gratuluję kroku w stronę zrealizowanych marzeń i życzę, by ich lista z czasem wydłużała się coraz bardziej!
Mi się marzy, by rzucić wszystko i jechać przed siebie. Ale w tym momencie jeszcze za bardzo się boję. Nie podróży – zostawienia „tego wszystkiego”.