Przyjrzałam się sobie w lustrze i okazało się, że mam 35 lat. Przepłakałam cały dzień, zupełnie bez powodu, bo od życia dostaję więcej niż niejedna osoba może sobie wymarzyć, ale gdzieś w głębi serca cały czas tkwi jakiś wyrzut, że mogłabym lepiej, inaczej i że czas przecieka mi przez palce, kiedy gonię za swoją codziennością. Mądra przyjaciółka powiedziała mi kiedyś, że może i uciekają kolejne dni, ale jak bardzo pojemne były ostatnie lata. Dużo osiągnięć, ale nie zrozumie tego płaczu nikt, kto nie okupił swoich sukcesów pasmem porażek.
Obudziłam się 5 lat wcześniej i okazało się, że mam 30 lat. Nie zrealizowałam typowych planów, nie wyszłam za mąż, nie kupiłam domu z ogródkiem, nie urodziłam dziecka. Przepłakałam cały dzień, zupełnie bez powodu, bo co prawda życie dało mi kopniaka w postaci utraconej pracy marzeń, chociaż po nocach uczyłam się jak zakładać strony internetowe, ćwiczyłam robienie zdjęć, wymyślałam nowe przepisy i godziłam to wszystko z pracą na etacie, to nie miałam pojęcia, że gdzieś powoli układał się już dla mnie plan i jedyne co trzeba było wtedy zrobić, to dość długo poczekać na jego realizację.
Przewartościowałam priorytety, bo zrozumiałam, że przez całe życie nie dążę do tego, czego faktycznie pragnę, a podążam schematyczną ścieżką. Sama wybrałam sobie szkołę średnią i studia, sama wspinałam się po szczeblach kariery zawodowej, a w najważniejszej w życiu kwestii poddałam się temu, co myślą inni i przestałam myśleć o sobie. Życie spędzałam u boku człowieka, z którym nie potrafiliśmy się dogadać, powoli oddalając się od siebie i żyjąc razem, ale bez planu na przyszłość. Byłam sfrustrowana, że już nic mi się nie uda. Że kończy się pewien etap, a ja zaczynam się starzeć. Kiedy przypomnę sobie tamte czasy, uśmiecham się na wspomnienie, że po prostu się bałam. Miałam wszystko zaplanowane, a obrana ścieżka, pierwszy raz w życiu, zafundowała mi ostry zakręt.
Obudziłam się 5 lat później, zmęczona, z goniącymi mnie terminami i zmartwieniami, których nie doświadczył nikt, kto choć raz nie zajmował się pracą na własny rachunek. Z wybiegającymi daleko naprzód myślami, bo zamiast cieszyć się tym, co jest, zamartwiam się tym, jak będzie kiedyś. A powinnam cieszyć się tym, że nie muszę codziennie wstawać o świcie, powtarzać rytuału przygotowań i pędzić w korkach i na mrozie do pracy, w której mam nad sobą szefa. Że od tego, czy mi się coś uda, czy nie, nie zależy niczyje życie poza moim. Że mam coś, czego nie ma większość: wolność. Mam mnóstwo obowiązków, pracy i zajęć, ale to ja sama decyduję o wszystkim. Mogę denerwować się na klientów, mogę wkurzać się, że wpis miał gorszy zasięg, że zdjęcie było słabo doświetlone, a film ma niższą pozycję w Google. Mogę wkurzać się na siebie i podnosić poprzeczkę, ale to wszystko ja, sama, nikt nade mną, komu miałabym się tłumaczyć.
Przepłakałam te swoje nieszczęsne urodziny, otarłam łzy i pomyślałam, że to chyba czas, kiedy znów powoli coś zaczyna się zmieniać, a ja zwyczajnie boję się, że mogę sobie nie poradzić. Przypomniałam sobie, jak 6 lat wcześniej los uchronił mnie przed pracą w korporacji i otworzył drzwi na cały świat, bo gdyby nie blog, ciężka praca na swoim i kilka lat nauki, która nadal trwa i trwać będzie zawsze, nie zwiedziłabym całego świata. Gdyby nie gorzkie łzy wylane w samotności i niewłaściwi mężczyźni spotkani na drodze, nie otwierałabym teraz codziennie oczu z myślą, że obok budzi się najwspanialszy człowiek, partner i przyjaciel. I nawet jeśli moja codzienność zacznie wywracać się do góry nogami, nauczyłam się, że radzę sobie w różnych sytuacjach, a oprócz tego, że teraz ktoś idzie przez nie obok mnie, wiem, że za kolejnymi zakrętami czeka mnie to, co nieznane, ale też ciekawe, nowe i pełne inspirujących wyzwań.
Kiedy miałam 19-25 lat, nie wyobrażałam sobie siebie po trzydziestce. Teraz nie wyobrażam sobie siebie za 5 lat. Czy nadal będę mieć siłę na życie na wysokich obrotach? Czy za 5 lat będę robić to, co robię teraz? Czy obudzę się w swoje urodziny i znów będę płakać nad upływającym czasem? Mocno postanawiam sprawić, żeby ten czas nadal był tak pojemny jak dotąd. Wynagradzać się za ciężką pracę. Dawać sobie odetchnąć. Nie zapominać, że chociaż w lustrze pojawia się trochę starsze odbicie, to patrzy na mnie ta sama dziewczyna sprzed lat, spełniająca swoje marzenia i kolekcjonująca piękne wspomnienia.
Już to wiem! Przeczytalam na drugim blogu 🙂 To super! Coś mnie naszło, żeby do Was napisać, może nie powinnam… przepraszam. Piękna Para, interesujące blogi. Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów!
Znalazłam bloga, szukając przepisu na ciasto…. Najpierw poczytałam Twojego bloga, potem Jego. Podziwiam oboje.
Tyle tylko, a moze PRZEDE WSZYSTKIM….. zamiast się mijać i spotykać gdzieś na chwile, to czy nie prościej byłoby zamieszkać razem?
Z Twojego bloga aż krzyczy, że chcesz Męża i dziecka…. smutno to się czyta, jak każde z Was zapewnia o całkowitym szczesciu, a czuć z pisania zupełnie co innego….
Dziękuję za dobre słowa :). Co do męża i dziecka, to może nie do końca jasno się wyraziłam, ale nie szukam, a z Mariuszem to mieszkamy razem od dwóch lat :).
Dziewczyny komentujące i Ty, Dorotko, cieszę się, że są osoby, które czują jak ja. Moje urodziny zbliżają się wielkimi krokami. 28. Kiedyś skończenie 23 lat jawiło mi się jak koniec świata. Ciągle wydaje mi się, że robię za mało, że idę nie w tą stronę. Ostatnio zaczęłam wszystko na nowo: nowa praca, nowe miasto, nowe studia (tak w tym wieku! hm, w sumie nie wiem czemu to tłumaczę…). Jest ciężko, bo postawiłam sobie -jak dla siebie-strasznie wysoką poprzeczkę. W wieku tych 23 wspomnianych wcześniej lat, nawet nie śmiałabym marzyć, że podejmę takie kroki. Teraz myślę, że nawet napisane przeze mnie zdanie, że ta poprzeczka jest taka bardzo wysoka to tylko głos mojej niepewności siebie i poziomu, którego nie mogłabym osiągnąć nie ma! Cieszę się z tych zmian, bo pracuję nad sobą, zmieniam się. Czasem zwijam się w kłębek i płaczę, wydaje mi się, że nie dam rady. A potem nastaje kolejny dzień i jakoś idzie… Dziękuję za ten wpis i komentarze dziewczyn, wiem, że nie jestem sama w emocjach, które czasem wydają mi się po prostu głupie….
Ładnie i szczerze napisane. Dzięki za to!
Ja mogę Ci powiedzieć tylko tyle, że za 5 lat BĘDZIE Ci się wciąż chciało i BĘDZIESZ miała siłę na życie na wysokich obrotach… ale być może wtedy zechcesz już czegoś innego, nowego, może właśnie wolnego? Zakręty zdarzają się zawsze i kto wie, być może za te 5 lat, czeka Cię kolejny.
W każdym razie będzie na pewno po coś 🙂
Wszystkiego dobrego!
Aż się poryczałam czytając ten post … choć nie mam dziś urodzin. Czuję się dokładnie tak samo jak Ty Dorotko, choć mam 29 lat i tak bardzo utożsamiam się z tym postem… dziękuję Ci za niego …. chyba wreszcie też nazwałam dzięki niemu swoje emocje….wiele pięknych emocji … pozdrawiam ciepło i powodzenia. sylwia
Ps próbowałam dodać ten komentarz przez telefon ale 2x wysoczył błąd …być może to jakiś wewnętrzny błąd>?
Życzę zatem by nowe dni niosły ze sobą siłę do walki z tym co niesie dzień.
pięknie to ujęłaś!
nikt za nas życia nie przeżyje, więc róbmy tak, aby być szczęśliwym!
przy okazji… sto lat! najpiękniejsze jeszcze przed Tobą!!!
Fantastycznie szczery post. Nigdy nie płakałam w urodziny bo zawsze mam nadzieje, że za rogiem za chwilę będzie coś fajnego.
Zgadzam się z Tobą w kwestii patrzenia wstecz i uświadamiania sobie, że tak widocznie musiało być, żebym mogła teraz docenić szczęście wokół mnie. Te wszystkie zawirowania w życiu i podejmowanie naprawdę trudnych decyzji w końcu doprowadza nas do miejsca w którym czujemy szczęście każdą cząstką swojego ciała.
Warunek jest chyba tylko jeden. Trzeba być szczerą wobec samej siebie 🙂
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin 🙂
Ja również mam tendencję do płakania w swoje urodziny i oglądania się za siebie. Dziękuję Ci za ten wpis. Będę o nim pamiętać w kolejne swoje urodziny.