Rzadko wracam do tych samych zapachów, choć są takie, które na dłużej zostają w mojej pamięci. Moje ulubione perfumy. Kojarzą się z czasami, w których ich używałam i przywołują wspomnienia. Jestem zapachoholiczką. Potrafię pamiętać aromaty z miejsc, które odwiedziłam. Zapachy osób, ich domów, otoczenia. Mój nos drażnią aromaty, których często, poza mną, nikt inny nie czuje. Dlatego pewnie dużo perfum jest dla mnie zbyt intensywnych, a wiele uważam za… duszące lub śmierdzące ;).
Zobacz też: Więcej wpisów o stylu życia
Moje ulubione perfumy w liceum
Zaczęło się od podkradania mamie Far Away z Avonu, perfum kupionych dzięki sąsiadce, która w latach ’90 była jedną z pierwszych konsultantek marki w Polsce, a potem została menedżerem sprzedaży i regionalną dyrektor. Niejeden raz zatrudniała mnie jako hostessę do promocji, a ja zachęcałam klientów do zakupu produktów lub opowiadałam, jak fajnie jest być konsultantką. Całą ofertę i katalogi znałam wtedy na pamięć i zawsze wiedziałam, na co aktualnie była ogłoszona promocja. Moimi ulubionymi zapachami stały się Celebre, Soft Musk i nieprodukowana już Aqua Frais. Pamiętam, że od Pur Blanca i Perceive bolała mnie głowa. Jestem zaskoczona, że większość tych perfum nadal jest w sprzedaży. To znak, że stały się ponadczasowe! Avon to niedrogie zapachy, niektóre dość trwałe. Ciekawe, która z Was również zaczynała z nimi swoją perfumową przygodę? A może któregoś używacie do dziś?
Moje ulubione perfumy na studiach
Kiedy byłam na pierwszym roku studiów, we Wrocławiu zaczynały się otwierać centra handlowe i galerie, w których pojawiały się sieciowe perfumerie i drogerie. Poznałam wtedy markę Yves Rocher i stałam się fanką tanich, owocowym zapachów. Yves Rocher Vanille Vanilla wywoływały ból głowy i chyba ostatecznie ktoś dostał je ode mnie w prezencie. Yves Rocher Blackberry używałam przez jeden rok, marząc, że uzbieram wreszcie pieniądze na wymarzony zapach Davidoff Cool Water.
W 2001 roku zarabiałam już dorywczo na tyle dobrze, że mogłam pozwolić sobie na nieco droższe perfumy. Pokochałam letnie edycje Escada: pierwsze, Tropical Punch, dostałam w prezencie, kolejne kupowałam sobie co rok przez 2 lata z rzędu: Sexy Graffiti i Ibiza Hippie. Co sezon letni podobne, a jednak nowe, do dziś zaskakują mnie i kuszą z perfumeryjnych półek. W 2011 roku niemal kupiłam Rockin Rio, ale ostatecznie zdecydowałam się na inny zapach.
Jeszcze podczas studiów odkryłam perfumy Dior w opakowaniu w zielonym kolorze, w prostej butelce w kształcie walca. Dostałam je w prezencie urodzinowym. Pachniały ładnie i po raz pierwszy spodobał mi się zapach o drzewnych nutach. Jednak nie zagościły na stałe w moim perfumowym repertuarze. Eau de Dior Coloressense, ciekawe czy nadal pachną tak samo jak wtedy?
W 2004 roku moim faworytem został zapach typu unisex: Calvin Klein One. Rok później poznałam Cacharel Amor Amor, których używała moja koleżanka z pracy. To były pierwsze „cięższe” perfumy. Kupiłam je w 2006 roku, kiedy nie pracowałyśmy już razem ;). Używałam ich na wieczorne wyjścia, a w ciągu dnia sprawdzały się w tamtym czasie świetnie lżejsze Dolce&Gabbana Light Blue. Potem przyszedł czas na krótki romans z My Burberry, które były prezentem od znajomej. Początkowo mi się podobały, po kilku miesiącach ich nie znosiłam. Okazały się za ciężkie i znów miałam perfumy, od których bolała mnie głowa. Oddałam mamie.
Moje ulubione perfumy 2005-2010
Minęła dekada od pierwszej przygody z perfumami, a mój gust zapachowy zmienił tor i odeszłam od morskich klimatów w kierunku zapachów nieco bardziej owocowych, odrobinę kwiatowych. W 2005 roku moimi perfumami zostały DKNY Be Delicious. To świeże, zielone jabłko do dziś bardzo mi się podoba!
Rok 2006 to ponowny rozkwit miłości do różowych zapachów. W mojej kolekcji perfum pojawił się zapach Gucci Envy Me, do którego rok później dołączyła „cesarzowa” Dolce&Gabbana 3 L’Imperatrice. Podobno to zapach unisex. Dla mnie jest typowo damski, mocny, choć nie duszący i pokusiłabym się o nazwanie go przebojowym. Nigdy nie kupiłam ponownie drugiego flakonu, bo zwyciężyła moja ciekawość nowości, ale oba te zapachy zdecydowanie nadal bardzo mi się podobają.
Moje ulubione perfumy – 2011-2020
W tej dekadzie perfumy kupowałam głównie na lotniskach. Z każdej dalszej podróży lubiłam przywieźć sobie nowy flakon. Podczas pierwszego wyjazdu do Australii we wrześniu 2012 roku kupiłam DKNY Be Delicious Fresh Blossom. Połączenie nut owocowych z kwiatowymi. Bardzo ładny i delikatny, idealny na wiosnę i lato.
W 2013 roku, lecąc do USA, na lotnisku we Frankfurcie kupiłam Marc Jacobs Daisy Eau So Fresh. Kolejne delikatne perfumy na lato, o lekkiej, kwiatowej nucie.
Podróż na 3 miesiące do Azji w 2014 roku rozpoczęła się od zakupu zapachu Moschino I Love Love Cheap and Chic, które pierwszy raz przetestowałam u mojej kuzynki. To jej ulubiony zapach od wielu lat. Kolejne delikatne perfumy i mój mały ukłon w stronę „niebieskich” nut.
Podczas podróżowania po Azji na jednym z lotnisk trafiłam na nowy zapach Rosabotanica od Balenciagi. Odczekałam rok i kupiłam sobie w prezencie na Boże Narodzenie 2015 ;). Niepowtarzalne perfumy, nieco łagodniejsze niż mocniejsza Florabotanica.
W wakacje 2016 zrobiłam sobie prezent w postaci Issey Miyake L’eau d’Issey. Od lat uwielbiam ten zapach i wciąż zapominałam, że mam go sobie kupić. To zawsze miały być te następne perfumy i nigdy nie były. Potrzebowałam 15 lat, żeby w końcu dołączyły do mojej kolekcji :).
Moje ulubione perfumy – aktualna kolekcja
Od jakiegoś czasu porównuję ceny lotniskowe z tymi z internetowych perfumerii i okazuje się, że wiele zapachów można nabyć dużo taniej, zwłaszcza gdy trafi się na promocję i kupi tester w „nieobrandowanym” opakowaniu, za to w oryginalnej butelce z korkiem. Zgodnie z tym, co pisze perfumowa specjalistka Olfaktoria, testery wcale nie są produkowane bez dodatku utrwalaczy, żeby obniżyć ich koszt, ani nie są lepsze, mocniejsze, żeby zachęcić klienta do zapachu. To dokładnie takie same perfumy jak te, które są przeznaczone na sprzedaż w perfumeriach, dlatego warto poczytać opinie o miejscach ich sprzedaży, upewnić się, że nabędziemy oryginał i zaoszczędzić kilkadziesiąt, a nawet kilkaset złotych.
Nadal lubię zmieniać zapachy i posiadać kilka flakonów, żeby za bardzo nie przyzwyczajać się do jednych perfum. Wciąż nie mogę się przekonać do klasycznych, ponadczasowych i cięższych, ani nieco lżejszych wersji tych samych projektantów, choćby Chanel. Kto wie, może dorosnę do nich na starsze lata ;).
Wiosną 2017 roku do mojej kolekcji dołączyły Chanel Chance Eau Vive, które poleciła mi jedna z Czytelniczek. Klasyczny zapach jest dla mnie za ciężki, ale te delikatniejsze, razem z Eau Tendre i Eau Fraiche są świetne!
W styczniu 2021 roku do mojej kolekcji dołączyła woda toaletowa Marc Jacobs Decadence Eau So Decadent. Zapach cytrusowo-kwiatowy, niezbyt ciężki, ale też nie za lekki. Bardzo w moim stylu! Latem 2021 roku zakupiłam Roberto Cavalli Paradiso. Cytrusowo-drzewne, na co dzień, ale najlepiej latem lub wiosną. To niedrogie perfumy, za to w bardzo ładnym flakonie. Wiem, że too kwestia indywidualna, ale na mojej skórze ten zapach potrafi się utrzymywać przez cały dzień, a na ubraniach pachnie nawet po kilka dni.
Ciekawa jestem, czy Wasze gusta zapachowe są podobne i czy też pamiętacie swoją perfumową historię. A może polecicie mi inne perfumy na podstawie tych, które widzicie powyżej? Chętnie przetestuję w perfumerii i dopiszę do swojej listy zakupów na przyszłość :).
Do kupienia w przyszłości:
- Guerlain Aqua Allegoria Pera Granita, Herba Fresca, Bergamote Calabria, Granada Salvia, Grosselina lub Limon Verde – seria, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Lekkie wody perfumowane na lato.
- Giorgio Armani Acqua di Gioa – od wielu lat obok nich chodzę, testuję i chyba w końcu kupię.
Miałam kupić, ale jednak nie:
- Chanel Gabrielle – Bardzo ciekawy zapach dla tych, którym dotychczas nie podchodziły zapachy Chanel, a lubią serię Chance. Dla mnie, po kilku próbach z testerem, jednak niestety za ciężkie.
- Tiffany&Co – bardzo przyjemne, ale na mojej skórze krótkotrwałe.
- Mugler Aura – przepiękny flakon i bardzo ciekawy zapach. Rzadko zdarzają się flakony perfum o intensywnej, zielonej barwie. Buteleczka do wielokrotnego napełniania – to jest ekstra sprawa :). Wielokrotnie testowałam, podobały mi się, czekałam długo z zakupem, a potem kupiłam i okazało się, po jednym użyciu, że to jednak nie to. Podobnie było z lżejszą wersją Sensuelle. Piękne zapachy, ale nie dla mnie. Za to moja mama zachwycona :).
- Carolina Herrera Good Girl Legere – zapach w ciemnej butelce był dla mnie zbyt przytłaczający. Te są lżejsze i bardzo przyjemnie pachną. Ale niestety nadal nie dla mnie. Przetestowałam i bolała mnie głowa. Uwielbiam je u innych osób.
Zwykle używam tanich naturalnych perfum w olejkach, np. o zapachu drzewa sandałowego, raczej męski zapach, choć dla mnie unisex, bardzo ziemisty – niesamowicie zmysłowy. Wadą jest niestety krótka trwałość na skórze. Na pewno nie znoszę jednych: La rive-Cute, gdy je czuję w miejscu publicznym mam ochotę uciekać, na pewno kojarzycie ten zapach, strasznie duszący, dominujący i przesłodzony, kojarzy mi się z odświeżaczem powietrza. To jest top1 znienawidzonych :))