Cześć, mam na imię Dorota i tworzę przepisy kulinarne z…
Po powrocie z Byron Bay i mojej pożegnalnej imprezie, czas na ostatnie spacery po mieście. Znajoma dostaje w pracy voucher na bezpłatne wejście na Sydney Tower Eye, skąd rozpościera się widok jak z lotu ptaka na miasto i jego okolice. Przekazuje go mi, a ja udaję się do domu handlowego Westfield, tego samego, w którym kupiłam swoje eleganckie, czarne szpilki.
Zobacz też: Więcej relacji z mojej podróży po Australii
Na jego dachu, choć prowadzi do niej osobne wejście, znajduje się charakterystyczna wieża. Sydney Tower Eye to pomieszczenie na jej szczycie, otoczone dużymi oknami, z których rozpościera się widok na całe miasto, a przy dobrej widoczności i braku chmur można stąd dostrzec nawet Blue Mountains, oddalone od centrum miasta o około 100 km.
Zieleń traw i drzew, błękit nieba i czerwony akcent czyli Ocean Shield, można dostrzec w oddali, a najbliżej, zdawałoby się, że na wyciągnięcie ręki, są pobliskie wieżowce z The City oraz katedra i Hyde Park, który jest australijską kopią londyńskiego oryginału.
Tu, na szczycie, znajduje się działająca skrzynka na listy, położona najwyżej na południowej półkuli.
Chodząc dookoła, spotykam Polaków. Zastanawiam się, czy się ujawnić i ostatecznie witam się i przez chwilę rozmawiamy. Panowie są tu tylko na kilka dni, przyjechali służbowo i na szybko doradzam, co warto zobaczyć, poza obowiązkowym punktem programu, jakim jest opera.
Czy to miniaturka Wieży Eiffla? Nie :). To widok na Goat Island i ujście rzeki Parramatta.
Zatoka Port Jackson, jak zawsze, pełna jest żaglówek, a widok na park, który niebawem będę już obserwować tylko na fotografiach, będzie mi przypominać jedne z najmilszych chwil odpoczynku w największym mieście Australii.
Na pożegnanie, po wyjściu z Westfield, mam okazję podejrzeć pracę ekipy telewizyjnej.
Zostało mi jeszcze kilka miejsc, które chciałabym zobaczyć. Czy zdążę? W końcu to mój ostatni dzień w Sydney. Jutro, o tej porze, będę już lecieć do chłodnej, jesiennej Polski.
Cześć, mam na imię Dorota i tworzę przepisy kulinarne z filmami wideo. Jestem autorką książki „Superfood po polsku”, a moje ukochane miasto, w którym mieszkam, to Wrocław :). Uwielbiam gotować i karmić siebie i innych, kiedyś moim hobby było pieczenie serników, a potem „wkręciłam się” w odchudzanie… posiłków ;). Od ładnych paru lat doradzam, jak jeść smacznie i zdrowo (da się!), żeby dobrze się czuć, mieć mnóstwo uśmiechu i energii oraz miło spędzać czas, nie tylko w kuchni.| Więcej o mnie
Wylatuję do Nowego Jorku, a powrót mam zarezerwowany z Chicago. Resztę będę
dopracowywać na spontanie, na miejscu ;).
wow, a gdzie dokładnie?
Fundusze się pewnego dnia mogą pojawić i już wtedy będziesz wiedzieć na co
przeznaczysz :). Ja uzbierałam przez rok na USA, jadę w sierpniu :).
No panorama Sydney robi wrażenie i ten piękny kolor wody!Wyprawa życia.Ja
marzę od niedawna o USA i od dawna o Ameryce Łacińskiej:D Funduszy jednak
brak, ale marzenia to dobra rzecz:D
Dorotko 😉 Super, że wrzucasz te filmy z Oz. Kocham Australię i każdy film
to przybliżenie mi mojej miłości 🙂 Pozdrawiam