Tydzień przygotowań do 3-miesięcznego wyjazdu do Azji za mną :). Leki kupione, trochę hoteli porezerwowane, ostatnie filmy związane z komercyjną współpracą zakończone lub w trakcie finalnych przygotowań. Całość na finiszu z epickim wieczorem panieńskim w rytmach kubańskich (obowiązywały stroje tematyczne, chociaż uzyskany przeze mnie efekt chyba bardziej pasowałby do Moulin Rouge 😉 ). A co u Was?
Razem z moim kolegą ze wspinaczki upiekliśmy w tym tygodniu muffiny z okazji jego urodzin. Mój udział w wypieku nie był planowany, ale w wyniku zmiany kilku planów spotkań na mieście ostatecznie dołączyłam i razem przygotowaliśmy muffiny z jagodami, muffiny z truskawkami, muffiny czekoladowe z bananami oraz muffiny z jabłkami. 48 sztuk :).
W ramach jednych z ostatnich, sponsorowanych, kulinarnych produkcji wideo, przed wyjazdem, przygotowałam kotlet schabowy z grilla oraz polędwiczki z jabłkami. Jeśli macie możliwość wypróbowania wieprzowiny oznaczonej znakiem PQS, która będzie promowana w tych dwóch filmach, wybierzcie np. schab z kostką i spróbujcie, w kilkanaście minut, przygotować smaczny obiad na świeżym powietrzu lub w domowym zaciszu.
Ten tydzień to także zakupy, chociaż niewiele mi potrzeba, bo planuję spakować swoje rzeczy do 15-kg plecaka i nie przesadzać z ilością ubrań, butów i kosmetyków. Udało mi się wreszcie dostać okulary „aviatorki”, które nie są na mnie za duże. Wystarczyło odwiedzić dział dziecięcy w H&M ;).
Najwięcej zakupów zrobiłam w tym tygodniu w… aptece. W domu mam zawsze tylko wodę utlenioną i spirytus salicylowy, bandaż, tabletki na ból głowy i kilka suplementów diety (liść oliwny, koenzym Q10D oraz cynk). Dokupiłam sporo produktów, które mogą przydać mi się podczas 3-miesięcznego wyjazdu do Azji. Czegoś mi jeszcze brakuje, jak myślicie?
Sporo wyjść na jedzenie do miasta, a to wszystko za sprawą dwóch uroczystości oraz kilku dni poświęconych sprawom organizacyjnym i firmowym.
Jeśli podczas imprezowania na wrocławskim Rynku złapie Was głód, odwiedźcie „Tapas Bar” (mieści się przy patio na św. Mikołaja). Przekąski w dobrej cenie, a jadłospis niestandardowy: to nie jest miejsce na tatar czy ziemniaki z gzikiem, tutaj jada się po hiszpańsku, w dodatku bardzo smacznie. Moje papryczki z serem kozim i bagietką były wyśmienite. Z kolei na kolację firmową lub taką dla dwojga polecam wypróbować grecką „Wines and Olives” przy pl. Wolności, we Wrocławiu. Właścicielem jest Grek, menu greckie, potrawy przygotowywane na greckich produktach. W restauracji działają też minidelikatesy: można kupić np. miód lub wino. Smacznie, ceny trzymają poziom, obsługa miła, można czasem trafić na właściciela i posłuchać opowieści o greckiej kuchni i dobrym winie.
Nie przepadam za jedzeniem w galeriach handlowych, ale czasem i mnie dopada tam głód. W tym tygodniu okazało się, że już na tyle długo nie bywałam w sieciowym Wooku, że zdążyło zmienić się nie tylko menu (szata graficzna oraz skład), ale też półka cenowa i docelowy klient. Jest trochę bardziej elegancko, chociaż dania ciągle bazują na gotowcach z butelek i puszek. Smak całkiem przyzwoity, ale cena 30 zł za sałatkę, przy tej jakości, jest wygórowana.
Tydzień zakończyłam wieczorem panieńskim mojej przyszłej bratowej, który trwał od soboty, od godz. 18:30 do niedzieli, godz. 5:00, kiedy przekraczając próg mojego mieszkania, zdejmowałam podarte na piętach, siatkowe rajstopy i tę piękną, czerwoną podwiązkę, zanurzałam swoje obolałe od całonocnych tańców stopy w misce z chłodną wodą, zmywając w międzyczasie makijaż i wreszcie udając się na zasłużony odpoczynek :).