Po 3 miesiącach podróżowania, latania samolotem średnio raz w tygodniu, odwiedzenia kilkunastu krajów, zjedzenia tony wspaniałego jedzenia i zobaczenia na własne oczy tylu pięknych miejsc, wróciłam do domu :). Na lotnisku przywitała mnie rodzina z transparentem :).
Pierwsze kilka dni upłynęło mi na praniu, układaniu, porządkowaniu. Korzystając z okazji, przejrzałam zawartość swoich szaf i pozbyłam się sporej części nienoszonych ubrań :). Przygotowałam też wideoprzepis na pampuchy, ostatni w ramach kampanii prowadzonej dla marki Primavika.
W czwartek upiekłam biszkopt jasny, a w piątek przygotowałam krem z mascarpone i z całości wyczarowałam tort z borówką amerykańską.
To niesamowite jak bardzo może nam brakować smaku niektórych składników lub potraw. Od tygodnia jem ostatnie, polskie, dojrzałe pomidory malinowe, z odrobiną soli i listkami świeżej bazylii. Poezja :).
W tym tygodniu obchodziłam swoje 34. urodziny. W piątek świętowałam je wspólnie z rodziną i przyjaciółmi. W sobotę dopisała pogoda, a ja miałam nietypową randkę – pływaliście kiedyś kajakiem po Odrze, w samym centrum miasta? Koniecznie spróbujcie, drodzy wrocławianie oraz turyści, którym uda się wygospodarować kilka godzin na taką przyjemną, wodną wycieczkę :).
Niedzielne popołudnie minęło pod znakiem wizyty u babci, z którą nie widziałyśmy się i nie słyszałyśmy od czerwca.
W niedzielę wieczorem oglądałam mecz o złoto, który wygrała nasza reprezentacja w siatkówce :). W towarzystwie sąsiadów, bardzo miłym, wytrwale kibicowaliśmy biało-czerwonym.
Podróże przerywane życiem czy życie przerywane podróżami – wszystko toczy się dalej. Tym razem, jakoś tak naturalnie, bezproblemowo, z powrotem wdrożyłam się w swoją zwykłą codzienność. I cieszę się każdym, najdrobniejszym szczegółem. Bo naprawdę dobrze być znów u siebie :).
Piszcie co u Was – jak spędzacie ostatnie dni lata?