Cześć, mam na imię Dorota i tworzę przepisy kulinarne z…
Kilkunastominutowy spacer do Elizabeth Bay i Rushcutters Bay – tyle potrzeba, żeby dotrzeć z Kings Cross, gdzie mieszkam, do uroczej przystani i wypożyczyć łódź. Żałuję, że sama się na tym nie znam, za to uwielbiam żeglowanie i na mojej drodze pojawił się ktoś, kto mnie zaprosił na łódkę. Żeglowanie w Sydney, podobnie jak plażowanie, można zorganizować, nie opuszczając miasta!
Zobacz też: Więcej relacji z mojej podróży po Australii
Spacerując pomiędzy kamienicami Potts Point, wzdłuż ulicy MacLeay, skręcając w Billyard Avenue, docieram do parku przy Rushcutters Bay, w którym czekają na mnie znajomi: kolega z Polski, Szkot, Amerykanin, dwójka Australijczyków, Włoch i dwie osoby z Nowej Zelandii. Towarzystwo z całego świata, zebrane na jednej łodzi, będzie żeglować po zatoce Port Jackson.
Żeglowanie w Sydney po Port Jackson – film wideo
Obejrzyj bezpośrednio na moim kanale na YouTube
Elizabeth Bay to mniejsza marina, w której większość łódek należy do prywatnych właścicieli. Czarter mamy w większej, Rushcutters: rozpościera się tu przepiękny widok na liczne łodzie zacumowane przy ułożonych równolegle stanowiskach, z wysokimi masztami wycelowanymi w niemal bezchmurne niebo. Tuż obok, wzdłuż brzegu, znajdują się budynki mieszkalne. Wyobrażam sobie, co widzą codziennie ich mieszkańcy, podchodząc o poranku do okien.
Przepływamy wzdłuż Darling Point, zerkamy na panoramę centrum biznesowego Sydney, która z tej perspektywy prezentuje się wyjątkowo pięknie i wypływamy w prawo, kierując się ku wyjściu na pełny ocean, chociaż nie zamierzamy opuszczać zatoki.
Jeśli będziecie w Sydney, a nie macie możliwości wynajęcia łodzi, po prostu skorzystajcie z jednego z miejskich promów żeglujących po Port Jackson. To świetna okazja, żeby zobaczyć tę część budynku opery, którą widać tylko od strony północnej.
Dziś nie ma wzmożonego ruchu i miniemy się tylko z kilkoma łódkami, ale widok licznych łodzi będzie mi towarzyszyć podczas wielu późniejszych spacerów wzdłuż zatoki.
Docieramy do długiego i wąskiego półwyspu. To Watsons Bay, jedna z najdroższych dzielnic w Sydney. Koniecznie muszę tutaj wrócić promem i pospacerować po klifach!
Z Watsons Bay udajemy się w kierunku mostu Sydney Harbour Bridge. Przepływamy pod spodem, obserwując z daleka malutkie „mróweczki” w niebieskich kombinezonach. To zorganizowana wspinaczka na most, musi być świetnym przeżyciem i jeśli starczy mi czasu i funduszy, również się na nią zdecyduję.
Spod mostu wracamy do mariny. Kilka godzin żeglowania za nami!
Drinki i urodzinowy sernik, który upiekłam dla jednej z dziewczyn oraz pozostały prowiant skończymy jeść na trawniku przy parku, w towarzystwie mieszkańców Sydney, którzy, podobnie jak my, przyszli tu na piknik.
Z zatoką żegnamy się dopiero po zachodzie słońca. Nie ma już fal, powiewa delikatny wiatr, a na niebie za chwilę ukaże się Krzyż Południa. Wracamy, teraz już samochodem, trochę okrężną drogą, bo przez Dover Heights, do Potts Point, po drodze obserwując widok na oświetlone centrum Sydney.
Cześć, mam na imię Dorota i tworzę przepisy kulinarne z filmami wideo. Jestem autorką książki „Superfood po polsku”, a moje ukochane miasto, w którym mieszkam, to Wrocław :). Uwielbiam gotować i karmić siebie i innych, kiedyś moim hobby było pieczenie serników, a potem „wkręciłam się” w odchudzanie… posiłków ;). Od ładnych paru lat doradzam, jak jeść smacznie i zdrowo (da się!), żeby dobrze się czuć, mieć mnóstwo uśmiechu i energii oraz miło spędzać czas, nie tylko w kuchni.| Więcej o mnie
Niekoniecznie. Po prostu zależy co kto lubi i jak sam sobie radzi z
organizowaniem różnego typu atrakcji, czy woli podróżować z innymi itp.
Akurat dla mnie wakacje z biurem podróży to trochę męczarnia ;).
Niesamowite 🙂 mnie marzy się Brisbane.