Kolejny tydzień nadal pod znakiem podróży po Tajlandii :). W Ao Nang w Krabi spędziłyśmy kilka cudownych dni, które przeznaczyłyśmy na plażowanie, snurkowanie, kosztowanie specjałów kuchni tajskiej w restauracjach oraz wspinaczkę skałkową. Z Ao Nang wyruszyłyśmy wynajętym busem w kierunku Kao Sok, gdzie w dżungli, w domku na drzewie, planowałyśmy spędzić 2 noce, w ciągu dnia wybierając się na trekking po bambusowych lasach, oglądając drzewa kauczukowe, jeżdżąc na słoniach, a nocą obserwując płazy, insekty i nietypową roślinność.
Piękne, charakterystyczne dla tajskiego krajobrazu skały. Idealne do wspinaczki.
Kto mnie znajdzie na środkowym zdjęciu?
Pierwszy raz w życiu spałam w dżungli, w dodatku w takim domku. Słychać wszystkie nocne odgłosy: owady, zwierzęta, rzekę… Niesamowite przeżycie.
Przepiękne widoki i ogromna męka przez ponad godzinę rejsu łódką po jeziorze.
Niestety, dolegliwości jelitowo-żołądkowe trochę pokrzyżowały nasze plany. Dżunglę udało się obejrzeć, na słoniach pojeździłam, a zaplanowaną na następny dzień wycieczkę nad jezioro spędziłam, okrutnie męcząc się na hałaśliwej łódce typu longtail, nie jedząc pysznej ryby zaserwowanej nam w ciągu dnia na trasie.
Z dżungli i Kao Sok pojechałyśmy do Trang, skąd prom zabrał nas na wyspę Koh Lipe. Zaplanowałyśmy świętować tu Chiński Nowy Rok (okazało się, że nie robił tego nikt oprócz nas 😉 ), wypocząć i zanurkować. To bardzo ładne miejsce, jeszcze niezbyt mocno oblegane przez turystów i na pewno warte odwiedzenia, jeśli zamierzacie zrobić kurs i zostać płetwonurkiem. Stąd już bardzo blisko do znanej, malezyjskiej wyspy Langkawi. Na Koh Lipe spędzimy ostatni tydzień naszej podróży, wylegując się w słońcu, pływając w płetwach i masce, szukając Nemo i popijając wodę kokosową.
Jeśli ktoś z Was był w Tajlandii, piszcie co jeszcze warto tutaj zobaczyć, zwłaszcza w Bangkoku, do którego wracamy za tydzień.