Poniedziałkowy poranek rozpoczęłam od spaceru po alei Gwiazd (Avenue of Stars), podobnej do hollywódzkiej Walk of Fame, gdzie w chodniku, gwiazdy tutejszego kina, mają swoje pamiątkowe odciski dłoni i wmurowane w chodniku tablice pamiątkowe. Można zrobić sobie pamiątkową fotografię z Brucem Lee lub spróbować poszukać znanych nazwisk – co prawda większość zapewne kojarzy tylko dwa: Bruce Lee i Jackie Chan, ale może są tu wielbiciele chińskiego kina, którzy znają ich więcej?
Wieczorem sfotografowałam widok na wyspę Hongkong z wybrzeża w Kowloon. Piękne, niemal bezchmurne niebo i pokaz świateł, które błyskają na wszystkich budynkach po obu stronach wody, w rytm sączącej się z zamontowanych wokół głośników muzyki. Pamiętam ten pokaz sprzed 6 lat, kiedy organizowano go z większym rozmachem. Dziś świateł jakby mniej, muzyka też gorzej dobrana… A może tak było zawsze, tylko z czasem, w mojej pamięci, Symfonia Iluminacji zapisała się jako dużo bardziej interesujące wydarzenie?
Chociaż mieszkałam na lądzie, w popularnej dzielnicy zakupowej Kowloon, pojechałam też metrem na wyspę, do samego, ścisłego centrum Hongkongu.
Hongkong jest miastem zakupów i powie to każdy, kto choć raz odwiedził to miasto. Każda główna ulica to ciąg sklepów, którym nie ma końca. Na zakupach, głównie w galeriach handlowych, spędza się tu wolny czas, zwłaszcza w największe upały. Nie ma zbyt wielu ciekawych rzeczy do obejrzenia w tym dużym mieście, choć może po prostu za każdym razem bywam tutaj zbyt krótko?
Z dala od głównych ulic w Hongkongu robi się mniej wystawnie i bardziej swojsko. Najlepiej widać to w dzielnicy Kowloon przy ulicy Temple Street, gdzie co wieczór organizowany jest Nightmarket. Wystawne restauracje ustępują miejsca małym lokalom, a wszechobecna w centrum miasta kuchnia zagraniczna tutaj znika, poddając się dominacji lokalnych, chińskich dań i deserów.
We wtorek rano poleciałam do Tajpej.
Jest to jedno z ciekawszych miast azjatyckich, gdzie lokalna kultura ewoluowała wraz z wpływem Japonii, która przed II wojną światową zarządzała całym Tajwanem. Otwarte na nowości, ale pamiętające o własnej tradycji i historii. Ceniące swoją autonomię i niezależność, choć oficjalnie będące częścią Republiki Chińskiej.
Tajpej to duże miasto pełne młodych ludzi. Światowa potęga w produkcji elektroniki – to tutaj swoje centralne siedziby ma wiele firm z branży komputerowej.
Miasto jest tłoczne, ale dużo spokojniejsze od Hanoi czy Hongkongu.
Na pewno warto spróbować tutaj przysmaków kuchni chińskiej oraz oddać się przyjemności pochłaniania wspaniałych słodkości, w których pieczołowitym przygotowywaniu i dopieszczaniu Tajwańczycy są mistrzami.
W piątek rano przyleciałam do Manili. Spędziłam tu dwa dni, przygotowując się do dalszej podróży po filipińskich wyspach.
Dużo zmian miejsca w krótkich odstępach czasu i pierwszy miesiąc podróżowania za mną. Czuję zmęczenie, związane z pracą. Nie nadążam z wieloma rzeczami, ogranicza mnie czas, którego ciągle jest mało. Wieczorami, nieprzytomna, porządkuję zdjęcia i filmy wykonane każdego dnia. Walczę z psującym się sprzętem (zepsuty obiektyw, mikrofon, pękająca obudowa w tablecie) i przyda mi się kilka dni leniuchowania i plażowania na Boracay, małej wyspie z pięknymi plażami, na którą lecę w poniedziałek rano.
Czekam na Wasze wieści z Polski. Jak minęły Wam pierwsze tygodnie wakacji?