Gdy znienacka podejmowaliśmy decyzję o spontanicznym wyjeździe na krótkie wakacje, pierwszym strzałem była Madera, z wylotem z Wrocławia. Okazało się jednak, że zbyt późno zaczęliśmy robić rezerwację i ktoś wykupił przed nami ostatnie miejsca. I wtedy okazało się, że można polecieć na Fuertę, ale z Poznania. Postanowiliśmy, że teraz albo za kilka miesięcy! I oto pojawił się plan: Fuerteventura samochodem w 5 dni + 2 dni leżenia na plaży i typowego, turystycznego odpoczynku.
Zobacz też: Więcej naszych podróży po Wyspach Kanaryjskich
Choć z reguły podróżujemy na własną rękę, tym razem kupiliśmy przelot+noclegi w biurze podróży, korzystając z oferty last minute. Na lotnisku odebrał nas rezydent, trafiliśmy do autokaru i zostaliśmy przywiezieni prosto pod hotel, w którym jedna z pań z obsługi świetnie mówiła po polsku. Już dawno zapomniałam, jak to jest, bo z usług biura korzystałam cztery razy w życiu, ostatnio podczas podróży do Gambii, gdzie po prostu kupiliśmy tylko przelot, załapując się na ostatnie miejsca w samolocie. Podróżowanie z biurem to duży plus dla tych, którzy nie znają języków obcych i mogą liczyć na pomoc rezydentów na miejscu.
Fuerteventura samochodem w 5 dni – obejrzyj film wideo
Zobacz bezpośrednio na moim kanale na YouTube
Dzień 1 – Wieczorny spacer po plaży
Kilka godzin oczekiwania na lotnisku, bo Mariusz zawsze naciska, żebyśmy byli dużo szybciej, niż mieli biec do odprawy na ostatnią chwilę ;).
Dotarcie do hotelu, szybki rekonesans okolicy i okazało się, że wieczór zastał nas na plaży. A ta w miejscowości Morro Jable jest szeroka, piaszczysta, częściowo zagospodarowana parasolami i ciągnąca się aż do skalistego wzgórza, u podnóża którego ulokowane są niewielkie knajpki, a na górze znajduje się kościół i dzwonnica.
To bardzo ładny punkt widokowy na cumujące w okolicy statki oraz ocean. Przespacerowaliśmy się wzdłuż ulicy pełnej sklepików i restauracji, kupiliśmy wino, niedużą oliwę i ser oraz pieczywo w jednym z tutejszych sieciowych sklepów Dino. Na naszym tarasie, z widokiem na ocean, zjedliśmy kolację, planując wypożyczyć nazajutrz samochód.
Mogę powiedzieć, że trafiliśmy na dość uniwersalny hotel Alameda de Jandia: wchodzi się do niego przez recepcję, ale potem, na wszystkich piętrach, do poszczególnych pokoi prowadzą galerie. Jest osobny poziom z restauracją i basenem, więc można przyjechać tu zarówno na wypoczynek hotelowy, jak i w celu zwiedzania autem wyspy i wracania na noc do pokoju. Cudów w wystroju nie ma, za to widok na ocean i spory taras oraz salon z aneksem kuchennym i osobna sypialnia bardzo na plus :).
Dzień 2 – Punta de Jandia i Cofete
Zanim dojechaliśmy autokarem do hotelu, w mojej głowie kłębiły się myśli: co my tu będziemy robić? Na Teneryfie było różnorodnie i mieliśmy cel: wejść na wulkan. Na Fuertę przyjechaliśmy bez planu, spontanicznie, a moim oczom ukazywały się skały, jednolity, beżowy kolor bez towarzyszącej zieleni i przemykające szybko po niebie chmury. Bliska płaczu, że wakacje spędzę, nudząc się na plaży (tak, dla mnie to nuda i nie umiem uleżeć, a woda na Fuerteventurze okazała się dla mnie na tyle chłodna, że sprzęt do snurkowania po prostu się ze mną przejechał w walizce), jedną ręką jadłam śniadanie, a w drugiej trzymałam otrzymaną na lotnisku mapę i zastanawiałam się, dokąd się udać i co warto zobaczyć na Fuerteventurze.
Auto bez problemu wypożyczyliśmy w sąsiadującej z naszym hotelem wypożyczalni Plus Car. Bez konieczności blokowania sporej kwoty na karcie kredytowej, dogadując się po hiszpańsku (a można też po angielsku i niemiecku), zdecydowaliśmy się na malutkie Renault Twingo, z pełnym ubezpieczeniem i pełnym bakiem. Gdyby nie było wolnych aut, pewnie skorzystalibyśmy z Rental Cars. Obejrzeliśmy, czy nie ma widocznych uszkodzeń, wsiedliśmy i pojechaliśmy przed siebie.
Nie minęło 10 minut, a już robiliśmy postój, żeby sfotografować piękne widoki, które zapowiadały, że jednak Fuerteventura będzie piękna!
Dojechaliśmy do latarni morskiej, pospacerowaliśmy po skalistym wybrzeżu i ruszyliśmy dalej, w kierunku Cofete.
Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się jechać autem w wietrze, który po chwili, na postoju, uniemożliwiał otwarcie drzwi! Pamiętajcie, żeby trzymać je mocno w trakcie otwierania: czasem wiatr może je blokować, innym razem z łatwością wyrwać z zawiasów. A Fuerteventura to wyspa mocnych wiatrów i ten najsilniejszy, w punkcie widokowym na plażę Cofete, wiał tak mocno, że można było próbować skoczyć z urwiska, a i tak nie było to możliwe.
Wiele osób twierdzi, że Cofete to najpiękniejsza plaża na Fuerteventurze i jestem skłonna się zgodzić :). Cudowny widok, kręte i rzadko uczęszczane drogi, a do tego pasmo gór tuż przy oceanie: bajka! Nam trochę przeszkodziły chmury, ale i tak udało nam się poleżeć przez godzinę, wsłuchując się w szum fal.
Wróciliśmy do Morro Jable na kolację.
Potem jeszcze raz pognaliśmy autem, tym razem inną drogą, w kierunku Cofete, zmieniając jednak w czasie jazdy plan i ostatecznie dotarliśmy na zachód słońca do La Pared – kolejnego pięknego miejsca na Fuerteventurze.
Dzień 3 – Ajuy, Sotavento, Entallada, Sicasumbre, La Pared
Pierwszy dzień samochodowej wyprawy przekonał mnie, że Fuerteventura to piękna wyspa, choć nie jest to piękno oczywiste, a raczej takie, które trzeba umieć dostrzec. Surowy krajobraz i stonowana kolorystyka, mało roślinności i skały oraz ocean działają na mnie uspokajająco. Stoję, patrzę, oddycham, czuję ten silny wiatr i układam w głowie plany.
Postanowiliśmy wybrać się do Ajuy (urocza nazwa czytana jako „achuj”) i zobaczyć czarne skały z grotami. Zahaczyliśmy po drodze o plażę Sotavento: szeroką, pełną białego piasku, położoną wśród wzniesień, przez które wiedzie pieszy szlak.
I choć wzięłam ze sobą buty trekkingowe, to już teraz zdradzę Wam, że nie było mi dane ich wykorzystać do pieszej wycieczki ;). Może to i dobrze, bo nie starczyło nam czasu, a przy tak zmiennej pogodzie i silnych wiatrach, na jakie trafiliśmy, chyba nie miałabym ze spacerowania tyle przyjemności, ile oczekiwałam.
Pogoda zmieniła się błyskawicznie, gdy ruszyliśmy dalej!
Po drodze jeszcze latarnia morska Faro de la Entallada i wreszcie naszym oczom ukazały się skały czarne jak węgiel, które w towarzystwie zachmurzonego nieba i silnie uderzających o nie fal robią piorunujące wrażenie!
Czarne wybrzeże w Ajuy oglądaliśmy przy silnym wietrze i chmurach na niebie. Potęga natury!
W powrotnej drodze mieliśmy okazję podziwiać Mirador Sicasumbre: wzniesienie, z którego rozpościera się widok na pasmo górskie, drogę samochodową, a ciut wyżej od punktu widokowego znajduje się zabytkowy zegar słoneczny i punkt astronomiczny.
Ponownie zawitaliśmy do La Pared na kolację i zachód słońca.
Dzień 4 – Sotavento
W czasie naszego pobytu na Fuercie rozgrywały się Mistrzostwa Świata w Windsurfingu i Kitesurfingu. Chcieliśmy obejrzeć je na żywo, ale… spóźniliśmy się. Pozostało nam poleżeć na plaży, złapać trochę słońca i ruszyć dalej :).
Tego dnia nad połową wyspy wisiały spore chmury i wiał mocny wiatr, a po stronie plaży Sotavento świeciło słońce.
Mirador del Risco de las Penas to piękne, skaliste miejsce, z którego rozpościera się widok na krętą drogę wiodącą przez góry. Aż trudno uwierzyć, że wiele lat temu tej trasy nie pokonywało się samochodem. A jeśli już mowa o autach, to wydawało mi się, że na samym dole widać wrak granatowego auta, choć trzeba mocno wytężyć wzrok, żeby go dostrzec!
Trochę przystopowaliśmy ze zwiedzaniem, planując nazajutrz wybrać się na północ wyspy i obejrzeć Park Krajobrazowy Wydm Corralejo.
Dzień 5 – Corralejo, El Cotillo
Podczas każdego wyjazdu, kiedy podróżujemy autem, zdarza nam się nocować w nim gdzieś na poboczach mało uczęszczanych dróg, parkingach czy w innych, ustronnych miejscach. Z jednej strony jest to rezygnacja z wygodnego posłania, za to daje szansę zobaczyć zachód słońca i potem wschód – na który wystarczy obudzić się wtedy w ostatniej chwili. Podróżujemy już w ten sposób tak długo, że wydawało mi się dziwnym nie spędzić choćby jednej nocy w aucie ;).
Zaplanowaliśmy sobie obejrzenie zachodu słońca przy wydmach i wschodu w tym samym miejscu. Te cienie rzucane na piasek, ten złocisty kolor piasku… wszystko to sobie wyobraziliśmy i nikt nam tych wyimaginowanych widoków nie zabierze ;). Bo pogoda oczywiście miała inny plan!
Wylegiwanie się na plaży w Corralejo, trochę w oddali od rozrywkowego i pełnego sklepów i restauracji centrum miasteczka, a potem przejazd autem na drugi brzeg wyspy, do miejscowości El Cotillo, na obiad.
Jeżdżąc autem przez park Dunas de Corralejo uważajcie na piasek: wiatr zasypuje nim asfalt, a na poboczu łatwo się zakopać i trudno wyjechać bez pomocy dobrych dusz :).
Po obiedzie wróciliśmy do Corralejo.
Chodzenie po wydmach, zwłaszcza w silnym wietrze, wymaga dużego wysiłku, ale widok wynagrodzi wszystko :).
Romantyczna kolacja złożona z owoców, wina i sera, a potem zachód słońca za mocno zachmurzonym niebem i wschód, którego nie było widać ;). Wydmy w Corralejo tworzą cudowny krajobraz i choć nie wszystko poszło zgodnie z planem, uważam, że to był cudownie spędzony czas!
Po zachodzie słońca pospaliśmy kilka godzin, parkując auto niedaleko kompleksu hotelowego przy plaży, a nad ranem pojechaliśmy do centrum zatankować auto.
Dzień 6 – La Oliva, Betancuria, La Lajita
Tuż obok stacji benzynowej w samym sercu Corralejo, w niedużej kawiarni pełnej miejscowych, których średnia wieku wynosiła chyba ok. 5o lat, zamówiliśmy churros.
I przyznam, że podobnie jak oni, chciałabym żyć na emeryturze: rano kawa i coś smacznego, miłe towarzystwo, uśmiech, dobry start, bez pośpiechu. Przypomniał nam się wystrój kubańskich, nieturystycznych kawiarenek. Tutaj było tak bardzo podobnie!
Wróciliśmy do Morro Jable przez dwie miejscowości: La Oliva i Betancuria, które polecam miłośnikom architektury. To właśnie tutaj znajdziecie charakterystyczne, zabytkowe zabudowania: niskie, w białym kolorze.
Na obiad skusiliśmy się w miejscowości La Lajita, a restaurację „La Falua” poleciła nam Patrycja z Instagramu – dziękujemy!
Dzień 7 – plażowanie w Morro Jable
Ostatni dzień odbył się pod znakiem leniuchowania: wygrzewania się na plaży, sączenia drinków w pobliskich knajpkach, zakupów drobnych upominków dla najbliższych i zapasu taniego alkoholu, bo Wyspy Kanaryjskie to strefa bezcłowa i warto przywieźć sobie do domu możliwie dużo whisky lub perfum w dobrej cenie.
Dzień 8 – powrót do domu
Polecieliśmy do Polski, a potem, pociągiem z Poznania, dotarliśmy do Wrocławia :).
Fuerteventura samochodem w 5 dni – przydatne linki
- Nasz nocleg w Morro Jable: Alameda de Jandia
- Więcej hoteli w Morro Jable: Booking lub Airbnb – zarejestruj się z mojego polecenia i odbierz zniżkę na podróż
- Wypożyczalnia samochodów Plus Car
Restauracje – Fuerteventura kulinarnie
1. La Sirena, Morro Jable. Restauracja przy głównej ulicy przy plaży, w ciągu sklepików i restauracji. Można posiedzieć w środku i na zewnątrz, obsługują mili panowie w wieku 45+, polecamy potrawę o nazwie zarzuela czyli taki bigos z ryb i owoców morza, o cytrynowym aromacie.
2. La Bahia, La Pared. Bardzo miła obsługa, spora restauracja położona przy plaży, nieco na wzniesieniu i w oddali od innych zabudowań. Jest spory parking, a do jedzenia polecamy kalmary z grilla oraz ryby.
3. El Roque de Los Pescadores, El Cotillo. Tylu panów, ilu uwijało się dookoła nas, nie obsługiwało nas w żadnej innej restauracji. Młodzi chłopcy, którzy witają i wskazują stolik, zbierają zamówienia oraz przynoszą dania. Starsi panowie: jeden od napojów, a drugi od polecania potraw i upewniania się, że wszystko jest w porządku. Wszyscy uśmiechnięci i chętni do nauki słówek po polsku. Jedzenie przepyszne: zupa z ryb i owoców morza oraz krewetki z grilla doskonałe.
4. La Falua, La Lajita. Restauracja, której właścicielami są Polacy i można zastać w niej polską obsługę. Może nie tak bardzo uśmiechniętą jak to bywa u Południowców, ale kompetentną. Potrawy eleganckie i bardzo smaczne: klasyka w unowocześnionym wydaniu. Polecamy ośmiornicę z kalafiorem.
Fuerteventura to jedno z moich ulubionych miejsc na ziemi. Zgodze sie ze stwierdzeniem, ze jest to wyspa ktora albo sie pokocha albo znienawidzi. Nie wszyscy lubia jej klimat, szarosci, beze, brak roslinosci. Dla mnie ten krajobraz byl cudowny I uspakajajacy dla oka. Zjezdzilismy wyspe, trafilismy na kite festova w El Cotillo – przy pieknej piaszczystej plazy (nie przy plazy z czarnym piaskiem a po drugiej stronie miasteczka).
Lanzarote jest tez piekna, ale osobiscie Fureteventura jest wyspa, z ktora mam cudowne wspomnienia i wakacje lepsze niz te w Tajlandii czy na Kubie. Jak co komu sie podoba – mi sie podobalo tam bardzo.
Przepiękne zdjęcia! Jaki macie aparat?
Sluze pomoca na ewentualny wyjazd na Lanzarote:-) A z jedzenia polecam omlet hiszpanski…dla mnie mniam mniam,jadlam w wielu miejscach ale najlepszy w Playa Blanca( mala zapyziala knajpka na rogu,kolo postoju taksowek,kolo nabrzeza,przed plaza Flamingo).Na Lanzarote jest co zwiedzac,polecam:-)
Omlet dobra rzecz, chociaż ja najbardziej lubię ten nasz puszysty, na pianie z białek. Ale hiszpańskim też nie pogardzę :). Na Lanzarote pewnie też się kiedyś wybierzemy, więc będę się w razie czego przypominać :).
Hej 🙂 Obejrzalam caly film,ciekawy.Bylam na Fuertawenturze 6 razy(maj,wrzesien,pazdziernik,listopad) ,to moje ulubione miejsce wypoczynku:-) .Obok wyspy Lobos jest Lanzarote(bylam 6 razy),nie Gran Canaria.Osobiscie wybieram male hotele,apartamenty,moze nie luksusowe ale ciche i spokojne(szkoda ze polskie biura podrozy nie maja takich w swoich ofertach,Wyspy,bylyby.bardziej przystepnie cenowo).Wyspa sie rozwija,nowe autostrady,niestety jazda nimi pozbawia podziwiania pieknych widokow oceanu co bylo mozliwe jadac starymi drogami.Z urokliwych miejsc polecam rozniez Pozo Negro i Terajalejo…dla mnie och i ach…:-) .Jeszcze tam kiedys wroce:-)
Wow, to faktycznie musi byś ulubione miejsce i pewnie znasz jak własną kieszeń <3. Gdybyśmy nie lecieli z biurem last minute, to pewnie też szukalibyśmy czegoś mniejszego, ale ostatecznie byliśmy zadowoleni, bo trafiliśmy na spokojnych sąsiadów :). Z autostradami to prawda - najładniejsze widoki są na starych drogach! Dzięki za polecenie dwóch dodatkowych miejsc. Mieliśmy do nich dotrzeć, ale nam się zmieniały czasem plany jak w kalejdoskopie i ostatecznie nie byliśmy. Ale po zdjęciach wnioskujemy, że fajnie tam :).