Cześć, mam na imię Dorota i tworzę przepisy kulinarne z…
Czuję frustrację za każdym razem gdy mam jechać pociągiem. Bynajmniej nie z powodu reisefieber, nie z powodu tego, że znów czegoś zapomnę albo się spóźnię, a z powodu samego faktu korzystania z usług PKP. Przepraszam, za każdym razem, kiedy nie jest to Express lub Intercity, a TLK albo przewozy regionalne. Zawsze, z przyzwyczajenia, kupuję bilet do drugiej klasy, nie wpadając nigdy na pomysł przeznaczenia trochę wyższej kwoty na podróż w nieco lepszych warunkach panujących w pierwszej klasie i ZAWSZE zastanawiam się, co mnie do tego podkusiło, kiedy jestem już na peronie. Przecież wystarczyło dopłacić odrobinę więcej, a tymczasem…
Na peronie
Jeszcze pociąg dobrze nie wyhamował, jeszcze nie otworzyły się drzwi i jeszcze nikt nie zdążył wysiąść z wagonu, a już wokół wejścia, ze wszystkich stron, tłoczy się tłum, który, szturchając wysiadających, przepycha się i wbija się po niewygodnych, małych schodkach do pociągu, tocząc przed sobą walizki. My, Polacy, przez wiele lat staliśmy w długich kolejkach w PRL-u i teraz, w Polsce demokratycznej, uwielbiamy, zamiast ogonków, ustawiać się w tłoczący tłum.
W pociągu
Część z tych, którzy pchali się jako pierwsi, z niewiadomych przyczyn decyduje się pozostać w korytarzu na końcu wagonu, blokując innym możliwość wejścia do drugiego, wąskiego korytarzu, prowadzącego do poszczególnych przedziałów. Tutaj znów przeciskamy się, bo część pasażerów, którzy wsiedli przed nami, nagle postanawia wysiąść z pociągu (przecież oni tylko biegli zająć miejsce tym, którzy są z tyłu i też, jak my, toczą się z walizkami). Mijając się, wsuwając walizki do przedziałów, szukam wolnego miejsca. Tu zarezerwowane dla matki z dziećmi, tam kaszlący pan, w innym imprezowe staruszki, w kolejnym żołnierze pijący piwo, następny to rozwrzeszczana młodzież rozłożona po siedzeniach i podłodze, wyrzucająca przez okno śmieci i to, co udało się wykręcić z przedziału: świetlówki, śmietniczki… Po drodze mijam jeszcze pana sprzedającego piwo, który zahacza o moją walizkę, pobrzękując szkłem upchniętym w ogromnej torbie. Wreszcie znajduję przedział, w którym widać wolne miejsce. Chwytam za drzwi, otwieram, a idący z naprzeciwka panowie postanawiają skorzystać z mojej uprzejmości i wskakują do przedziału jako pierwsi. Na szczęście pasażerowie w przedziale widzą, że ktoś zrobił mi chamówę i mówią im, że miejsca są zajęte :). W moim przedziale pani z psem rasy shar-pei – podziwiam jej cierpliwość podróżowania w takich warunkach ze zwierzęciem. Ale mogła z nim usiąść przy oknie, a nie przy drzwiach. Teraz każdy, kto wsiada, szturcha biednego, zestresowanego pieska. Ja z parasolem, walizką na kółkach, aparatem fotograficznym i plecakiem na notebooka omal nie dostaję zawału, bo w ogóle psa nie zauważyłam, a ona spokojnie go przytrzymuje, ratując przed niechybnym rozdeptaniem. W ostatniej chwili z naszego przedziału postanawia wysiąść mały chłopiec z wujkiem – udało im się znaleźć pusty przedział kilka wagonów dalej. Siadam na swoim miejscu. Jeszcze tylko kilka sępów przejdzie, żeby wyłudzić ode mnie pieniądze i pociąg wreszcie odjeżdża :).
Telefony i komputer
Te rozmowy przez komórkę! Rozumiem, podróż służbowa, praca. Ale można wyjść z telefonem na korytarz, zamiast drzeć się komuś tuż nad uchem. Niestety, często nieświadomie podnosimy głos, bo wydaje nam się, że nasz rozmówca będzie nas lepiej słyszał. I tak w pociągach, autobusach, autokarach, busach. Dobrze, że przynajmniej nie w samolotach, choć pewnie w tych z zainstalowanymi wewnętrznymi telefonami też ludzie się drą.
Otwieram swojego notebooka z zamiarem napisania jakiegoś zaległego artykułu. Jeden z pasażerów natychmiast rozpoczyna przepytywankę: „A jaka to marka, a czy zadowolona, a ile bateria trzyma, a on ma podobny”. Z mojej pracy chyba nici. Dobrze, że nie wyjęłam aparatu fotograficznego, miałabym powtórkę z rozrywki ;).
Jedzenie w podróży
Cóż jest złego w kanapkach na drogę, przygotowanych samodzielnie w domu? Czy naprawdę taką przyjemnością jest rozkładanie się na stoliku z chlebem, masłem i krojenie pomidora nożem od scyzoryku, a następnie obieranie ze skorupki jajka?
Jako osoba niepaląca, zawsze wybieram przedział dla niepalących. Dla niepalących jest też korytarz, ale można mieć pewność, że zawsze się znajdzie palacz, któremu wydaje się, że nikt w całym wagonie nie poczuje dymu, kiedy on otworzy sobie okno i zapali na korytarzu. Człowieku! Przecież to, co wypuszczasz z ust, rzekomo na zewnątrz, nawet tam nie dociera. Cały dym z powrotem wlatuje na korytarz, a potem wdziera się kolejno do wszystkich przedziałów. Do tego z matką z dziećmi również. Całą głowę wystaw przez okno i maksymalnie je przymknij, wtedy może coś to da.
Nie wiem skąd u mnie ten brak myślenia. Może po prostu zbyt rzadko jeżdżę pociągami, a na trasie Wrocław-Warszawa wybieram Intercity, gdzie jest jednak trochę inaczej. Przecież wystarczy dopłacić kilka zł. Następnym razem będę pamiętać.
Cześć, mam na imię Dorota i tworzę przepisy kulinarne z filmami wideo. Jestem autorką książki „Superfood po polsku”, a moje ukochane miasto, w którym mieszkam, to Wrocław :). Uwielbiam gotować i karmić siebie i innych, kiedyś moim hobby było pieczenie serników, a potem „wkręciłam się” w odchudzanie… posiłków ;). Od ładnych paru lat doradzam, jak jeść smacznie i zdrowo (da się!), żeby dobrze się czuć, mieć mnóstwo uśmiechu i energii oraz miło spędzać czas, nie tylko w kuchni.| Więcej o mnie
Prawie wszystko się zgadza,ale jeśli chodzi o dzwonienie z komórki to jednak na korytarzu jest większy hałas niż w przedziale.Ale uwagi odnośnie podróżowania pociągiem całkiem trafne:)
Wrażenia mam podobne, niestety. Choć osobiście zamiast dopłacać PKP, wolę zatankować auto i ruszyć w świat na 4 kółkach. 🙂 Pozdrawiam! 🙂
P.S. Jako wredna baba, przyczepię się odrobinkę. 😉 Zamiast „nożem od scyzoryku” powinno być „nożem od scyzoryka” – to słowo w dopełniaczu przybiera końcówkę -a. 🙂
Chciałoby się powiedzieć, że przerysowałaś obraz sytuacji, ale who am i kidding?! Moja stała trasa to Kraków-Warszawa-Łuków, pomijając słabe zintegrowanie pociągów regionalnych z tymi dalekobieżnymi, szczególnie w weekendy i dziwny rozkład pociągów typu TLK/InterRegio (2-3 obok siebie a potem same EIC/Ex- idzie się przyzwyczaić, szczególnie gdy nie zależy nam na konkretnej godzinie odjazdu i zdecydujemy się na któryś z nowszych składów (PESA). Zdecydowanie wolę ogólny szum wagonu bezprzedziałowego od harmidru panującego w poszczególnych przedziałach 🙂
PS Jedno z „lepszych” wspomnień ? Obsługa pociągu przeciskająca się w tę i z powrotem z wózkiem WARSu przez zapchane po brzegi korytarze ludźmi nie mieszczącymi się ani w przedziałach, ani nawet na tym cholernym korytarzyku 😀
Jeszcze jak się jakaś wycieczka szkolna trafi do kompletu. Masakra ;). Moje wspomnienie niestety w całości z jednego przejazdu. Może wydawać się przerysowane, ale to wszystko naprawdę się wydarzyło :).