Cześć, mam na imię Dorota i tworzę przepisy kulinarne z…
Na lotnisku w Pradze nie mam zbyt wiele czasu na oddanie się przyjemności robienia zakupów, a po kilkugodzinnej chorobie lokomocyjnej i wydaniu, jeszcze przed wkroczeniem na pokład samolotu, kilkuset złotych na nadbagaż, nie mam ochoty na dostępne na lotnisku czeskie „smakołyki”. Przechadzam się po kilku sklepach z nadzieją na obejrzenie pięknych kolekcji ubrań czy dodatków, ale pod tym względem terminal 1 praskiego lotniska niestety rozczarowuje. Mało jest też tutaj miejsc do siedzenia w korytarzu, dlatego ostatecznie korzystam z toalety, myję zęby i twarz, przygotowując się w ten sposób do wieczornego lotu, kupuję coś do picia i udaję się do odprawy.
Zobacz też: Wszystkie moje opisy z podróży do Australii
Lot z Abu Dhabi do Sydney – moje wrażenia – film wideo
Obejrzyj bezpośrednio na moim kanale: Lot z Pragi do Sydney przez Abu Dhabi YouTube
Przed moją bramką jest na szczęście sporo miejsca do siedzenia, za to, niestety, w gniazdku, do którego, pełna nadziei, podłączam wtyczkę od zasilacza z mojego komputera, nie ma prądu. Jego brak będzie mi towarzyszył aż do Sydney, ale teraz, na szybko, przygotowuję dla Was pierwszy wpis i obserwuję siedzących obok mnie pasażerów.
Uwielbiam ten moment oczekiwania na samolot i przyglądania się innym ludziom. Kto obok mnie usiądzie? Z kim czeka mnie miła, a z kim nudna rozmowa? Kto będzie siedzieć cicho i z niecierpliwością oczekiwać lądowania? Na lotnisku świetnie widać zdenerwowanie, tęsknotę, wesołość i smutek. Pasażerowie czekają na samolot, a na ich twarzach maluje się wieczorne zmęczenie – słońce już dawno zaszło za horyzontem, więc start samolotu, przewidziany na 23:30, odbędzie się w ciemnościach. Jedyną rozrywką jest dla większości grupa młodych dziewcząt, które wyglądają jak cheerleaderki lub po prostu zwykłe uczennice liceum, które prawdopodobnie wracają z jakichś zawodów: jedna z nich trzyma w rękach ogromny puchar, wszystkie razem śpiewają wesoło po angielsku, a ich śmiech rozbrzmiewa niemal na cały praski terminal. Wreszcie otwiera się bramka i zaczynamy przechodzić do samolotu.
Rozpoczyna się kolejny etap mojej podróży! Jutro rano będę już w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a pojutrze, w środę, o 6 rano, zawitam do Sydney.
W samolocie dostaję, zgodnie z preferencjami zaznaczonymi na bilecie, wegetariańską kolację, którą zjadam niemal w ciemnościach. W 3-osobowym rzędzie siedzę tylko ja i starszy pan, a pośrodku, między nami, pozostaje puste miejsce. Mój sąsiad stresuje się lotem – brak mu wyraźnie mojego zamiłowania i luzu do podróżowania liniami lotniczymi. Nie chce położyć się na 2 miejscach, więc ostatecznie środkowe siedzenie będzie przewoziło nasze torby, a my, ułożeni w swoich fotelach, zasypiamy po kolacji na te kilka godzin, w trakcie których samolot zmierza w kierunku Abu Dhabi.
Kilka godzin później budzę się na śniadanie, które również zostaje mi podane bez zapalonego światła. Posiłki w liniach lotniczych z reguły nie należą do szczególnie smacznych, ale tym razem spokojnie najadam się do syta i nie będę musiała kupować sobie dodatkowego jedzenia po wylądowaniu.
Po wschodzie słońca samolot spokojnie podchodzi do lądowania, a moim oczom ukazują się charakterystyczne dla Emiratów Arabskich budynki: wysokie biurowce i hotele, położone na pustyni, otoczone niewielką ilością zieleni. Mijamy pola golfowe i ulice, osiedla mieszkań, przelatujemy nad piaszczystym terenem i wreszcie samolot ląduje na pasie lotniska. Kiedy wysiadam, od razu dobiega mnie charakterystyczny zapach lokalnego klimatu: piasku, słońca i pustynnego wiatru. Wokół samolotu gromadzi się grupa mężczyzn, który wskazują nam kierunek do wyjścia i rozpoczynają rozpakowywanie bagaży.
Kilkukrotnie ostrzegano mnie przed zachowaniem mężczyzn na arabskich lotniskach i teraz, kiedy idę w tłumie ludzi wielu religii, o różnym wyglądzie, czuję się odrobinę nieswojo. Czeka mnie kilkunastominutowy spacer z terminalu 1 do terminalu 3, skąd odlatuje mój samolot do Sydney. Odkryte ramiona i dekolt decyduję się przykryć chustką i, ciągnąc moją podręczną walizkę na kółkach, udaję się w wyznaczonym kierunku, obserwując przez szybę namiastkę prawdziwego Abu Dhabi.
Zaskakuje mnie różnica kulturowa przy kontroli celnej – jeśli zachodzi potrzeba skontrolowania kobiety, jest to przeprowadzane przez celniczkę, nigdy przez celnika i odbywa się w specjalnej kabinie. Zupełnie świadomie przechodzę przez punkt kontrolny, ignorując znaki wskazujące na nieco inną drogę do pryszniców i w ten oto sposób ja i moja walizka jesteśmy od teraz skazane na tułanie się po sklepach w celu zakupu dobrego whisky dla znajomych rezydujących w Australii, z którymi wkrótce będzie mi się dane spotkać.
Skoro nie pójdę już pod prysznic, decyduję się na odświeżenie w damskiej toalecie. Nieco dziwnie wygląda skąpo ubrana kobieta stojąca przed lustrem, myjąca twarz i zęby, następnie przecierająca podróżnymi chusteczkami górną część swojego ciała, kiedy obok przechadzają się ubrane od stóp do głów panie różnych narodowości, z okrytymi głowami. Jedna z nich przygląda mi się, a ja obserwuję jej dłonie ozdobione tatuażami z henny i długie paznokcie. Ostatecznie bariera kulturowo-językowa zostaje przełamana, kiedy kobieta chce umyć zęby, a ja oferuję jej skorzystanie z mojej pasty. Jeszcze tylko odrobina perfum i można usiąść z komputerem w jednej ze znajdujących się na piętrze kawiarni, do których, razem z moją walizką, dojedziemy po ruchomych schodach, ale które opuścić będzie można jedynie windą albo pieszo, zwykłymi schodami, w dół.
Kiedy rozmawiam z moim tatą na Skypie, zupełnie zanika uczucie bycia gdzieś daleko. W dzisiejszych czasach, wraz z rozwojem technologii, zbliżamy się do siebie pomimo dużych odległości i nawet moja babcia potrafi założyć słuchawki, żeby porozmawiać z jednym ze zwiedzających świat wnucząt. Moim zapachem perfum, który rozchodzi się dość szybko za sprawą klimatyzacji, wzbudzam zainteresowanie jednego z wyglądających na tutejszego mężczyzn, który na szczęście nie decyduje się zaproponować mi kawy, gdyż spotyka przy stoliku obok swojego znajomego. Ostatecznie wszyscy kierujemy się powoli do naszych bramek w oczekiwaniu na samolot.
Zakupiony po drodze do bramki alkohol zostaje u sprzedawcy w sklepie, z zapewnieniem, że to standardowa procedura i to, co kupiłam, zostanie mi przekazane w samolocie. Nie do końca dowierzam, zwłaszcza że zakupiłam ponad 2 litry whisky Johnnie Walker Black. Zostanie mi potem przyniesione i spakowane obok mojej podręcznej walizki przez obsługę samolotu.
Z Abu Dhabi wylatujemy z opóźnieniem, ale pilot zapewnia, że i tak do Sydney dotrzemy na czas dzięki tzw. tail wind czyli wiatrowi wiejącemu w ogon samolotu. 12-godzinny lot spędzam ze słuchawkami na uszach, a obok mnie płacze na zmianę trójka dzieci, uszczęśliwiając swoją obecnością umęczoną rodzicielkę i pozostałych pasażerów. Oglądam kilka seriali, „Królewnę śnieżkę i łowcę” oraz ”Szczęściarza”, trochę śpię, trochę ćwiczę, żeby poprawić moje krążenie. Pod koniec lotu na mojej twarzy maluje się ogromne zmęczenie, a wyglądając w ten sposób „na pewno nie znajdę sobie męża” ;).
Mój sąsiad, zestresowany lotem, prawie przez cały czas śpi, przegapia wszystkie posiłki i tylko jeden raz wychodzi do toalety. Ostatecznie lituję się nad nim i w jego imieniu odbieram zestaw śniadaniowy oraz formularz imigracyjny, następnie, gdy się budzi, witam z uśmiechem i pomagam wypełnić świstek potrzebny w celu dopełnienia formalności związanych z przyjazdem.
Do Australii wwożę zgłoszone w formularzu imigracyjnym: skórzaną kurtkę oraz opakowanie z trawy służące do przechowywania kosmetyków. Przy okazji przemycam o 100 ml za dużo alkoholu i o 100 g za dużo tytoniu. Dobrze, że nikt tego nie zauważa. Sydney, nadchodzę!
Cześć, mam na imię Dorota i tworzę przepisy kulinarne z filmami wideo. Jestem autorką książki „Superfood po polsku”, a moje ukochane miasto, w którym mieszkam, to Wrocław :). Uwielbiam gotować i karmić siebie i innych, kiedyś moim hobby było pieczenie serników, a potem „wkręciłam się” w odchudzanie… posiłków ;). Od ładnych paru lat doradzam, jak jeść smacznie i zdrowo (da się!), żeby dobrze się czuć, mieć mnóstwo uśmiechu i energii oraz miło spędzać czas, nie tylko w kuchni.| Więcej o mnie
mówisz o chorobie lokomocyjne, miałaś z tego powodu nieprzyjemnosci w
samolocie? jak ze zmianą ciśnienia nie mdliło Cie?
Wizz air nie ryzykował bym lotu do Londynu czy innego miasta na przesiadkę
😉 Osobiście zapłaciłem za lot lotem WAW-LHR-SIN-SYD-SIN-LHR-WAW 4400zł
Ona od razu z Londynu bo tam mieszka 🙂 Ale z oferty Wizz Air też często
korzystamy.
Tak, ale ze wszystkich opcji akurat w tym terminie, kiedy leciałam, biorąc
pod uwagę zarówno cenę jak i całkowity czas podróży, czeskie linie i Etihad
były najdogodniejszym rozwiązaniem. Ale oczywiście można do Londynu np.
Wizzairem, potem przejechać autobusem z Luton na Heathrow i potem obrać
kierunek na Sydney – bezpośrednio albo np. przez Singapur :).
A patrzałaś na ofertę Qantas? Moja ciocia poleciała z Londynu za 2500zł.
Nie, byłam tam w zeszłym roku przez miesiąc, ale jeszcze nie wrzuciłam na
kanał wszystkich filmów z tamtej wyprawy :).
Przeprowadzilas sie na stale tam? 🙂
Tak, ale przysługuje nam uproszczona procedura jej przyznania i można
złożyć wniosek przez Internet, bez konieczności wizyty w konsulacie.
Potwierdzenie otrzymania wizy przychodzi na e-mail i podobno warto je sobie
wydrukować, bo czasem mogą o to pytać na lotnisku. Ale ja akurat wydruku ze
sobą nie miałam ;). Oprócz tego w samolocie wypełnia się formularz
imigracyjny, w którym deklaruje się wwożony alkohol, tytoń i brak
niedozwolonych substancji i potem razem z tym formularzem kontrola,
Czy polacy muszą miec vize do Australi??
Ja do Sydney lecę w lipcu i strasznie się ucieszyłam, że znalazłam Twoją stronę. Lecę Poznań-Monachium-Abu Dhabi-Sydney i co ciekawe, w Abu Dhabi też planowo będę w 3 terminalu 🙂
Strasznie się stresuję bo to mój pierwszy lot samolotem, nie dość że lecę sama to jeszcze tak daleko 🙁
Mam takie pytanie, wiesz może Droga Doroto jak to wygląda z bagażami? Czy w trakcie tych dwóch przesiadek muszę odbierać bagaż? Mam bilet elektroniczny i nie wiem czy jest on liczony jako jeden czy jako osobne loty 🙁
Pozdrawiam!
Hej
Do Karina. Ja też przymierzam się do wyjazdu do Australii i też podróż planuję na lipiec. Co prawda jeszcze nawet nie złożyłam dokumentów ale w agencji z której chce lecieć powiedziano mi, że zajmie to 3 miesiące więc chyba mam jeszcze trochę czasu:)
W sumie to fajnie byłoby mieć jakieś towarzystwo podczas lotu:) to jest mój mail [email protected]
Gdybyś chciała nawiązać kontakt to napisz
pozdr.
Agnieszka
Bardzo sie ciesze, ze trafilam na Twoj blog 🙂 W grudniu tez lece do Australii przez Abu Dhabi liniami Etihad. Wrocław-Monachium-Abu Dhabi-Melbourne. Zapowiada sie dluga i meczaca podroz 🙂 Ale pobyt w takim miejscu przez 2,5 miesiaca napewno to wynagrodzi 🙂 Jak przyjda mi do glowy jakies pytania mam nadzieje, ze moge na Ciebie liczyc 🙂 Pozdrawiam goraco!!!
W razie potrzeby pytaj śmiało :). Miłego pobytu!
Zależy pewnie od linii lotniczej, ale osobiście nie spotkałam się jeszcze z
taką, w której nie oddaje się koca. W Etihadzie dostałam skarpetki,
stopery, szczoteczkę do zębów i pastę oraz klapki na oczy, a wszystko w
małej kosmetyczce i tego nie trzeba było oddawać.
Czy te rzeczy w linii lotnizej trzeba potem oddac ktore sie dostanie np.koc?
Dzięki, wkrótce nowe filmy, bo właśnie udało mi się, po długiej przerwie,
połączyć z Internetem :))).
Podziwiam, sama nie odważyłabym się 'zapuścić’ tak daleko od domu :). Ponoć
świat do odważnych należy, więc… życzę powodzenia! 🙂
Cieszę się, że podróż przebiega pomyślnie:) Mam pytanie, czy potrzebowałaś wizy na wjazd do Emiratów?
Nie potrzebowałam, bo nie opuszczałam terenu lotniska, miałam tam tylko przesiadkę. Wydaje mi się, że dla osób, które tam jadą jako do miejsca docelowego, wiza obowiązuje, ale musisz to sprawdzić na stronie ambasady.
tak, wiza jest wymagana – 14., 30., lub 60. dniowa (turystyczna). dla osób w 'tranzycie’ powyżej 12h także, choć nie zawsze jest sprawdzana. ale warto ją mieć – nie jest droga a może oszczędzić wielu nieprzyjemności 🙂
Masz rację 😉 Najważniejsze jest poznawanie nowy miejsc … a Abu
Dhabi/Dabi/Zabi jest warte odwiedzin… chociaż bardziej podobał mi sie
Dubaj 🙂
o rany… zazdroszczę. Australia to moje marzenie.
Ja się nie mogę zdecydować :). Abu Dhabi brzmi najlepiej, ale to chyba
trochę tak jak mówić, że się leci do „mynhien” zamiast do Monachium.
Tylko nie zapominaj by patrzeć nie tylko w ekran kamery 🙂
Zwiedzam, zwiedzam, masę fajnych rzeczy już sfilmowałam :).
Preferuję Abu Dhabi… Taka jest nazwa miasta… 🙂
Hm.. Powiedziała chyba jednak : „platny” ;))
Abu Zabi, Abu Dhabi i Abu Dabi to wszystko poprawne formy miasta
Zjednoczonych Emiratów Arabskich 🙂
Bardzo fajny film, ale Dorota Ty powinnaś ZWIEDZAĆ !!!!!!!! Musisz zobaczyć
i przeżyć jak najwięcej. Podczas podróży zawsze poznaję bardzo ciekawych
ludzi, czego i Tobie życzę. Czytałam na blogu o płaceniu za nadbagaż …
współczuję. Mam za sobą bardzo dużo podróży samolotem. Mam swoje ulubione
„umilacze” lotu, bez których nie wyobrażam sobie podróży. Życzę Ci nowych
smaków i zapachów, ciekawych znajomości i tematów do filmów.
Abu Zabi czy Abu Dhabi ?
Ale się fajnie czyta, Twoje opowieści.Tylko więcej,więcej, więcej.A o męża się nie martw!,chociaż będziesz miała problem- takich przebojowych i odważnych kobiet boją się mężczyźni. Ale ostatecznie to ich strata:)
Ależ ja się nie martwię, bo akurat nie szukam :). To jest takie moje powiedzenie, że jak się kobieta na każdą możliwą okazję, nawet logicznie nieuzasadnioną, maluje, to znaczy, że pewnie szuka męża ;).
Aaaa kumam 🙂 nie znam tego powiedzonka:0)
Czekamy na ciąg dalszy! Wciąga 🙂
Powodzenia!
Ale świetna relacja! Czekam na ciąg dalszy 😉
Ale się wkręciłam w ten Twój wyjazd! Czekam na więcej 🙂
„wyglądając w ten sposób „na pewno nie znajdę sobie męża” – hahhaaa, kocham cię 🙂