Mój kolejny tydzień odbył się pod znakiem porządków na blogu i pakowania walizki na piątkowy wylot do Tajlandii. Nic nie gotowałam, a jedynym przepisem, jaki opracowałam w tym tygodniu, był sernik czekoladowy na zimno, który, przygotowany w poniedziałek, przez 7 dni, kawałek po kawałku, zjadałam na śniadanie.
Walizkę do Tajlandii zaczęłam pakować od butów – są najcięższe w całym bagażu, więc zawsze kilka razy zastanawiam się, które zabrać, żeby nie powtórzyć swojego „sukcesu” z wyjazdu do Australii, gdzie poleciało ze mną chyba 8 ciężkich par i przez to moja walizka miała 7 kg nadbagażu ;).
Chwila namysłu i ostatecznie spakowałam: sandałki na płaskiej podeszwie do chodzenia po mieście, kupione w Hiszpanii sandałki na obcasie do wyjścia na dyskotekę (pewnie ich ani razu nie założę 😉 ), tenisówki do przejścia przez dżunglę i jazdy na słoniu, japonki do chodzenia po plaży i promenadach. Dołożyłam sandałki trekkingowe i buty do wspinaczki skałkowej (nie ma ich na zdjęciu). Czerwone trampki zawiozłam do Tajlandii na własnych nogach :).
W poniedziałek spotkałam się z Romą, którą znacie już z filmu o analizie kolorystycznej typu urody i pracowni Makijaż od Kuchni. Planuje wyjechać do USA i chciała, żebym poopowiadała jej trochę jak tam jest. Wypiłyśmy pyszne soki we Frankies, Roma przy okazji zamówiła sałatkę z orzechami i tuńczykiem. Jeśli nie byliście jeszcze w tym miejscu, polecam przy okazji wizytę – wystrój i klimat trochę w stylu amerykańskim, ceny na przyzwoitym poziomie, a soków i innych, zdrowych przysmaków – szeroki wybór.
Od kilku lat, 13 stycznia, we wrocławskiej klubokawiarni Mleczarnia jest organizowany Sylwester Prawosławny czyli Małanka. Wybraliśmy się tam w tym roku z przyjaciółmi, pobawić się przy rytmach bałkańskiej muzyki. Polecam posłuchać na żywo, jeśli będziecie mieć możliwość, albo wpaść na takiego Sylwestra za rok. Mnie w tym roku czekają 4 imprezy sylwestrowe: Małanka była pierwsza, kolejna to Chiński Nowy Rok w Azji, potem czerwcowy sylwester organizowany, jak co roku, we wrocławskim pubie Bałagan, a na koniec ten tradycyjny, 31 grudnia :). Kto mnie przebije?
Piątek, 17 stycznia. Mój wylot do Tajlandii. Z Wrocławia do Berlina mnie i moją przyjaciółkę odwiózł jej tata. Doleciałyśmy z przesiadką w Doha w Katarze, liniami lotniczymi Qatar Airways. Jeśli uda Wam się trafić na promocję tak jak nam, do Bangkoku można polecieć z Berlina przez Doha (i wrócić) łącznie za 1800 zł za osobę dorosłą. Z posiłkami, napojami i wszystkimi wygodami dobrych linii lotniczych.
Lądując w Doha miałyśmy odrobinę szczęścia i zobaczyłyśmy piękny wschód słońca!
W Bangkoku zamieszki. W mieście widać rozłożone zasieki, gdzieniegdzie spotykałyśmy patrole policyjne. Nasza ulica, Rambuttri Road, okazała się bezpieczna. Na ulicy od rana swoje stoiska rozstawiają tu sprzedawcy pamiątek i ubrań, można też zjeść coś wyjątkowo taniego i smacznego, siadając przy jednym ze stolików w okolicznych, przyulicznych jadłodajniach lub… skorzystać z usługi masażu.
Sobotę spędziłyśmy na chodzeniu po okolicznych knajpkach, robieniu zakupów przy hotelu i… tajskim masażu. Odważyłam się nawet zjeść skorpiona i kilka innych „atrakcji” kulinarnych na Kao San Road, jednym z popularnych deptaków w Bangkoku.
Zrelaksowane, w niedzielę pojechałyśmy na targ Jatu Jak (Czatu czak), gdzie w dobrych cenach można kupić „szydło, mydło i powidło” (co oczywiście uczyniłyśmy ;)), a wieczorem wyruszyłyśmy na kolację do Chinatown. W poniedziałek rano lecimy do Kambodży, a po 4 dniach znów wrócimy do Tajlandii :).
Ależ Ty jesteś śliczna dziewczyno!
Czekam z niecierpliwością na relację z Tajlandii bo tej części świata jeszcze nie znam osobiście. Sama przygotowuję się na „ekstremalną” wycieczkę do Wietnamu (Hai Phong) z postojem w Kuala Lumpur i już doczekać się mogę 🙂
zazdroszczę Tajlandii, cudnie!